W minioną sobotę nie miałem nic konkretnego do zrobienia więc wpadłem na pomysł by na szybko zaplanować jakąś kilkugodzinną wycieczkę. Najbliżej mam Mazowiecki Park Krajobrazowy, więc wziąłem jego mapę, wsiadłem w samochód i w trakcie jazdy planowałem trasę marszu.
Wybór padł tym razem na Lasy Osieckie. Zainteresowały mnie „diabelskie” nazwy na mapie w tej okolicy. Samochód zostawiłem w wiosce Szatany i ruszyłem pieszo dróżką przez pola w kierunku wsi Bąki.
Tuż przed lasem natrafiłem na ciekawy bardzo stary przydrożny krzyż. Nie było na nim co prawda, żadnej daty, ale dębowe drewno było bardzo nadgryzione przez czas, wodę i słońce.
Tematyką sakralną się nie interesuję, ale czasem trudno przejść obojętnie. Często z takimi krzyżami wiąże się jakaś historia. Przeważnie są to wota miejscowej ludności, ale czasem są to np. zapomniane mogiły powstańców, miejsca zbrojnych potyczek czy pospolitych zbrodni i wypadków. Przydrożne krzyże i kapliczki są też doskonałym punktem orientacyjnym ponieważ zaznaczane są na mapach topograficznych.
Mrówkolew
W suchym piasku pod krzyżem rzuciły mi się w oczy dziwne lejkowate dołki. Przypomniałem sobie w tym momencie o ciekawym owadzie, którego zapamiętałem jeszcze chyba z dzieciństwa z czasów Teleranka 🙂 Takie dołki-pułapki kopie mrówkolew.
Sprawdziłem, wrzucając do nich ziarnka piasku. Rzeczywiście coś siedziało ukryte na dnie i je atakowało. Nie pamiętałem tylko, jak wygląda. Uznałem, że „bestia” może być ciekawa i postanowiłem zasadzić się na chwilę na niego i poleżeć z aparatem na nagrzanym piasku. Wywabiony sosnową igłą imitującą mrówkę, mrówkolew zapędził się za ofiarą i wyskoczył ze swego dołka.
Ten mały potwór wygląda okropnie i trzeba się cieszyć, że nie jest większy i poluje na mrówki a nie na ludzi 🙂 Na powierzchni niewinnie pozował do zdjęcia i udawał martwego…
Dając spokój mrówkolwom, od których pod piaskiem aż się roiło, poszedłem w las mijając na rozstaju dróg kolejny krzyż. Tym razem nie był zbyt stary, ale stał w ładnym miejscu.
Mazowiecki Park Krajobrazowy i jego miejscowości posiadają bardzo duże zagęszczenie krzyży na kilometr kwadratowy 🙂 Na drzewach wisi wiele krucyfiksów, świętych obrazków, kapliczek i ryngrafów… Czyżby ludność bała się, że z lasu wyjdzie „złe”?
Mając przy sobie mapę z XIX wieku, ruszyłem w kierunku ciągu pagórków określonego jako Góry Ponurzyckie. W miejscu oznaczonym dziś jako punkt widokowy, zamierzałem znaleźć tam jakieś pozostałości wiatraka sprzed ponad 100 lat.
Papizy, Galasy i Kresy
Przechodząc przez maleńką osadę Papizy, poczułem się jak na Mazurach. Kilka małych drewnianych 100-letnich domków wciśnięte były w krawędzie kotlinki otoczonej gigantycznymi lipami i kasztanowcami. Droga wijąca się wąwozem spływała wodą i błotem po ostatnich burzach.
Zabytkowe domki niestety już są skażone postępem. Niektóre pokryto eternitem i wstawiono plastikowe okna, ale dziwny, nie pasujący do Mazowsza klimat pozostał.
Mijane przeze mnie kolonie Papizy, Galasy i Kresy składają się na wieś Ponurzyca, choć wcale nie jest tam tak ponuro 🙂 Nazwa podobno pochodzi od specyfiki zabudowań – rozmieszczone w kotlinkach – „po norach”. Śladów starego młyna nie znalazłem.
Rzeczka Ślepota
Dalej postanowiłem zawrócić w kierunku miejsca o tajemniczej nazwie Czarci Dół, z zaznaczonym na mapie głazem. Idąc na przełaj przez las usłyszałem szum wartkiego strumienia, choć jeszcze wody nie widziałem. Okazało się, że doszedłem do rzeczki zwanej Ślepota. Na mapie zaznaczona była cieniutką kreską a w rzeczywistości wody było całkiem sporo. Co ciekawe, strumień ten ma swoje źródło, płynie wartko przez około 3 kilometry, ale nie ma żadnego ujścia. Znika po prostu w lesie u podnóża dawnych wydm. Prawdopodobnie dalej wysącza się gdzieś pod Bagnem Całowanie w zachodniej części Mazowieckiego Parku Krajobrazowego.
Szukając przejścia przez mokradła usłyszałem piski, a raczej wrzaski piskląt dochodzące z dziupli w pniu olchy. Widać było, że rodzice długo nie wracali, więc postanowiłem zasadzić się z aparatem. Nie minęła nawet minuta, gdy zjawił się catering z robalami 🙂
Rzeczka Ślepota wydała mi się ciekawa. Postanowiłem zboczyć z zaplanowanego szlaku i pójść w górę strumienia. Choć komary były wielkości smoków i w ilości szarańczy, znów wszedłem w chaszcze by przyjrzeć się wodzie. Owady obsiadły nawet obiektyw aparatu 😉
Na prawdę dziwne, że tyle przepływającej wody może zniknąć gdzieś bez ujścia. Jak okazało się trochę powyżej biegu strumienia, bobrom to nie przeszkadza. Zawędrowały nawet tu, choć zawsze myślałem, że wędrują z biegiem rzek, docierając do najdalszych dopływów. A co z rzeczką, która nie jest dopływem niczego większego?
Na ścieżce natrafiłem na dziwne grzyby, których wcześniej nie widziałem. Rosną bezpośrednio na ściółce, mają kształt odwróconej miski, bez blaszek ani sitka. Nie mają też trzonu a do podłoża przyczepione są jakby żelową pajęczyną. Po późniejszych konsultacjach ze znajomymi, okazało się, że to przyczepka falista – grzyb charakterystyczny dla wypalenisk. Pojawia się przeważnie w lasach, które kiedyś uległy pożarom. Czasem wyrasta nawet bezpośrednio na niedopalonym węglu drzewnym.
W górze strumienia okazało się, że są na nim niewielkie sztuczne stawy i kilka zadbanych domków letniskowych.
Tu w lesie w oczy rzuciło mi się wiele powalonych sosen chaotycznie rąbanych siekierą i brzozy na śmierć obdarte z kory. Wyglądało to na skutki ataku jakiegoś harcerza-psychopaty chcącego rozpalić ognisko. Kawałek dalej wszystko się wyjaśniło, w dziewiętnastowiecznym należącym chyba do gminy dworku kilkaset metrów dalej stacjonowali młodzi harcerze. Ich opiekun powinien dostać w d… i wstydzić się za takie wychowywanie młodzieży.
Tajemniczy Mazowiecki Park Krajobrazowy
Teraz ruszyłem już prosto przez las w kierunku Czarciego Dołu. Komary nawet na chwilę nie pozwalały zatrzymać się czy nawet zwolnić kroku. Wreszcie dotarłem do celu. Tajemniczy Czarci Dół, to mokradła na skraju lasu z niewielkim suchym cyplem. Na mapie zaznaczono tu jakiś głaz więc chciałem go odszukać. W Mazowieckim Parku Krajobrazowym jest jeszcze jedno miejsce o takiej nazwie – Rezerwat Czarci Dół – bagno obok wsi Zabieżki. Tam też się kiedyś wybiorę.
Szukając głazu wśród traw i krzaków co chwilę miałem dziwne wrażenie, że już widzę jego ciemne kontury, ale za każdym razem były to kolejne gęste zarośla. Jakby pojawiał się i znikał. Jednak miejsce ma coś w sobie niezwykłego i fantazja ponosi 🙂 Po dobrej godzinie odpuściłem, nie znajdując żadnego kamienia większego od pięści. Pewnie ktoś go zabrał na skalniak. Za każdym razem, gdy wychodziłem z krzaków na skraj lasu, miałem uczucie jakbym wracał z innego świata…
Dopiero w domu poszukałem informacji o tym miejscu. Okazuje się, że głaz rzeczywiście kiedyś tu był i to nie jeden. W 1919 roku odkryto tu cmentarzysko grobów kloszowych z czasów rzymskich a wielkie głazy były jego elementami. Dla miejscowych ludzi zawsze to miejsce było jakieś wyjątkowe. Sama nazwa „czart” pochodzi z przedchrześcijańskich czasów słowiańskich.
Z nazwą i głazami wiąże się legenda o mazowieckim diable. Chciał on zbudować z głazów kościół i zabierać dusze wędrowcom, którzy by do niego wstąpili na modlitwę. Miał to uczynić jednej nocy, jednak gdy kładł już ostatni kamień budowli, stał się cud i słońce wzeszło wcześniej. Diabeł nie skończył budowy i głazy rozsypały się po okolicy… Tak powstały pobliskie Czarcie Kościoły i Czarci Dół.
Dziś na wszystkich ścieżkach prowadzących z tej kotlinki wiszą na drzewach kapliczki, jak na zdjęciu powyżej. Miejsce jest tajemnicze i kiedyś budziło na pewno strach. Może to coś takiego, jak Czarna Chata w „Miasteczku Twin Peaks”… Nie przeszkadzało to jednak złodziejom głazów.
Uciekając przed komarami przeszedłem na drugą stronę wzgórza pozostawiając Czarci Dół za sobą. Tu natrafiłem na pierwsze w tym roku kurki. Było ich dosłownie dwie, więc nawet nie zbierałem.
Wrażenie za to zrobiły na mnie pozostałości po wielkich ziemiankach zapewne z II Wojny Światowej. Było ich kilkanaście wykopanych w zboczu góry a każda miała wymiary około 10×15 metrów. Były zapewne dziełem Armii Czerwonej lub może I Armii Wojska Polskiego, która też koncentrowała się w tym rejonie przed przeprawą przez Wisłę. Widać je na poniższym filmie, który pokazuje też komary, muszki, meszki i gzy, które próbowały mnie zjeść razem z aparatem 🙂
Uciekając przed owadami doszedłem już prostą drogą do samochodu. Wycieczka trwała około 6 godzin. Pętla w zapisie GPS trasy z nieznanych mi przyczyn nie zamknęła się w serwisie GPS Visualizer.
Permalink //
W bardzo ciekawy sposób napisana relacja z wyprawy , o mrówkolwie pierwsze słyszę 🙂
Pozdrawiam 🙂
Permalink //
Nie oglądałeś „Pszczółki Mai”?
Mrówkolew tam wystąpił w którymś odcinku, jako straszny potwór pożerający poczciwe mrówki 😉
Permalink //
Zainteresował mnie ten MPK jest tam parę ciekawych miejsc, dobrze że natrafiłem na Twoją stronkę 🙂 Pzd
Permalink //
Widocznie nie widziałem tego odcinka :))
Pozdrawiam
Nie wiem dlaczego ale nie dostaję maila o nowy comentach a wyraźnie zaznaczałem, chce je dostawać :)))
damian ostatnio opublikował…Łabędź niemy – para z młodymi na stawie ( 25 )
Permalink //
Widzę Twój adres tylko w subskrypcji moich wpisów. Spróbuj może jeszcze raz. Może podałeś błędny mail.
Permalink //
Mail jest dobry
damian ostatnio opublikował…Łabędź niemy – para z młodymi na stawie ( 25 )
Permalink //
Od 35 lat żyję po środku twojej wycieczki i mógłbym sprostować wiele twoich spostrzeżeń…
Permalink //
Witam.
Planuję podobną wyprawę,
Interesuje mnie dokładne położenie strumienia ślepota. Nie mogę go zlokalizować na żadnej mapie.
proszę o odpowiedz. pozdrawiam
Permalink //
Najłatwiej trafić do niego kierując się na dawną szkołę w Ponurzycy. Na przeciwko niej płynie właśnie Ślepota.
Permalink //
Nie mogę zlokalizować na mapie tej miejscowości Szatany. Mieszkam w otulinie Mazowieckiego Parku , Czarci Dół odwiedzałam wiele razy , ale miejscowości nie kojarzę..
Permalink //
Szatany to lokalna nazwa środkowej części miejscowości Podbiel.