Już ponad dwa tygodnie minęło od mojego pierwszego zlotu forum reconnet.pl jednak parę innych wydarzeń sprawiło, że dopiero dziś krótko go zrelacjonuję. Nie będzie to szczegółowa relacja, jak zazwyczaj ponieważ wydarzenie nie było moją typową wyprawą w dzicz. Miało być okazją do osobistego poznania osób o podobnych zainteresowaniach, na co dzień rozsianych po całej Polsce.
Decyzję o wyjeździe podjąłem na tydzień przed terminem spotkania, które miało odbyć się na wyspie jednego ze śląskich sztucznych jezior w okolicach Dąbrowy Górniczej. Przybycie zapowiedziało ponad 40 osób więc trafiała się okazja do dyskusji na wspólne tematy i wymianę doświadczeń. W dniu wyjazdu, towarzyszami podróży zostali AP i Kopek, dwaj „starzy” forumowicze, którzy po drodze zaznajomili mnie z już dziesięcioletnią historią reconnet.pl
Gdy po kilkugodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce, zastaliśmy na brzegu jeziora kilka osób, które zorganizowały pontonową przeprawę na wyspę. Już tu dało się odczuć przyjacielską atmosferę, gdy po krótkim przywitaniu, wszyscy sobie pomagali w przetransportowaniu bagaży na drugi brzeg.
Po przeprawie dotarliśmy do obozu na wyspie, gdzie zostaliśmy miło powitani przez przybyłych wcześniej zlotowiczów. Po rozbiciu namiotu był już czas na odpoczynek po podróży, zwiedzanie wyspy i rozmowy przy ognisku.
Wieczorem przebiegała integracja przy różnych smakołykach, napitkach i akompaniamencie gitary. Wciąż przybywały nowe osoby a wieczorne menu osłodził urodzinowy tort na 10-lecie forum.
Drugiego dnia, ze zlotowej stoczni, gdzie głównymi inżynierami byli Kopek i Grigor, została zwodowana tratwa z gałęzi, power tape i folii budowlanej.
Łajba, choć w założeniu prymitywna, okazała się bardzo solidną konstrukcją, którą pływało jednocześnie nawet pięć osób.
Kolejną konstrukcją, była wędzarnia projektu Dźwiedzia, wykonana z kilku żerdzi i folii aluminiowej.
Pewnie wszyscy długo będą wspominać wyborny wędzony boczek, kiełbaski, karkówkę, skrzydełka i ryby.
W międzyczasie wszyscy coś piekli na ognisku, a w zlotowej kuchni polowej gotowały się przez kolejne dni chili, rosół i gulasz z tego co każdy ze sobą przywiózł.
Na ruszt z chłodnicy starej lodówki wędrowały mięsiwa, kiełbaski, wypieki na słodko i na słono…
Mr. Wilson zadbał, byśmy zjedli też coś dzikiego. Mieliśmy okazję spróbować gotowane korzenie wężymordu, a potem wspólnie zbieraliśmy korzenie wiesiołka dwuletniego, które skończyły w rosole 🙂
Niestety trzeci dzień to już czas pakowania się, sprzątania obozowiska, pożegnań i powrotów do codzienności.
Po przeprawieniu siły żywej i sprzętu przez wodę, wracaliśmy razem dużą grupą, dyskutując już nad kolejnymi spotkaniami, jeśli nie gdzieś na szlaku to na następnym zlocie 😉
Na koniec chciałbym szczerze podziękować wszystkim za towarzystwo i przyjacielską atmosferę, choć z większością z Was widziałem się pierwszy raz w życiu. Szczególne podziękowania należą się „ekipie śląskiej” za organizację i przygotowanie miejscówki. Zapewne mieliście wątpliwości, czy „zdradzić” własną wyspę zapraszając na nią tyle ludzi, którzy przez te trzy dni trochę jednak zakłócili jej spokój 😉
Permalink //
Bardzo stonowana relacja 🙂 Fajnie, bo po tych wszystkich emocjach i doświadczeniach na żywo można sobie zerknąć, jaki był rys imprezy 😉
Pozdrowienia!
niszka ostatnio opublikował…Zlot Reconnet jesień 2013
Permalink //
Bardzo zachęcająca relacja. Zbudowanie działające tratwy z tak prostych elementów dla mnie było zaskakujące, bo nie jestem survivalowcem. Jedzenie przygotowywane na świeżym powietrzu też wygląda zachęcająco. W sumie to nawet wybrałbym się na taką wyprawę 🙂