Tej nocy też nie spałem mocno. Cały czas lał deszcz i co chwilę się budziłem. Moja bezludna wysepka na Bugu po zmroku przeżyła prawdziwy desant bobrów. Biegały ze wszystkich stron namiotu. Wciąż słyszałem, jak coś wychodzi z wody na brzeg, by podejść do mojego obozu i z głośnym pluskiem wskoczyć z powrotem do rzeki. Starałem się opanować fantazję, wmawiając sobie, że to na pewno bobry i starając się zasnąć…
Świt był pogodny i od razu słońce rozświetliło wnętrze namiotu. Wynurzyłem się z legowiska, założyłem buty i złapałem wędkę, by obejść wysepkę i może coś złowić.
Wyspa, na której spędziłem noc miała około 150m długości i 30 szerokości. Jeden brzeg miała łagodny i piaszczysty zaś drugi stromy i nastroszony martwymi korzeniami, jak palisadą.
Długo rzucałem różnymi technikami, kilka razy zmieniając przynętę, ale pomimo tego, że widać było na wodzie ataki szczupaków, nic nie udało się złowić. Skończyła mi się cierpliwość, wróciłem do obozu i musiałem zadowolić się sardynkami w pomidorach 🙂
Po takim śniadaniu pochyliłem się nad mapą by pomyśleć nad dalszą drogą. Północno-zachodni wiatr wciąż wiał mniejszy lub większy i nadal nie mogłem liczyć na łatwy spływ. Poddałem się pogodzie i postanowiłem, że skrócę całą wyprawę o jeden dzień i dziś ją zakończę przepływając 30km. Miałem tylko mapę w skali 1:300000 i jedynym sensownym miejscem na spotkanie z Justyną była miejscowość Nur, gdzie do rzeki wiodła jakaś porządna droga i był most. Oznajmiłem żonie telefonicznie miejsce mojego desantu, ale nie wiedziałem jeszcze kiedy tam będę. Wstępnie umówiliśmy się na wieczór bo bateria w telefonie już konała…
Po zebraniu obozu, znów znalazłem się na wodzie. Akurat wiatr zelżał wiec mogłem sobie pozwolić by poleżeć w kajaku i dać się swobodnie ponieść rzece.
Gdy ukryłem wiosło, udało mi się nawet podpłynąć całkiem blisko grupki czapli. Bug był spokojny, tylko nieustannie podmywane brzegi pokazywały jego niewidoczną siłę.
Po jakiś dwóch godzinach spływu napotkałem pierwszego tego dnia człowieka. Starszy Pan bawił się z psem rzucając mu do wody kawałek gałęzi.
Oboje wyglądali przyjaźnie i widać było, że pan dumny jest z psa, wiec zamieniłem z nim parę słów. Podczas, gdy pies, mieszaniec owczarka i rottweilera, kilka razy aportował patyk ze środka rzeki, dowiedziałem się że to już 16-letnia babcia, ale cały czas chętna do zabawy w rzece. Pan spytał, czy płynę z tymi wczorajszymi kajakami do Grannego bo to podobno było wielkie wydarzenie i tubylcy schodzili się nad wodę by popatrzeć 😉
Niedługo właśnie dopłynąłem do Grannego, gdzie po finale wczorajszej kajakowej imprezy nie byłoby śladu, gdyby nie zacumowana mobilna przystań i kupa śmieci walająca się na nadbrzeżnej łące.
Niedługo wpłynąłem pomiędzy kilka wysp ciągnących się przez kilka kilometrów. Klucząc wąskimi kanałami między nimi i przepływając pod pochylonymi drzewami, czułem się, jakbym znalazł się na oglądanych w telewizji bagnach Luizjany a na brzegach nie kryły się bobry tylko aligatory 😉
Po przepłynięciu tego „archipelagu”, tuż za miejscowością Głody, trafiłem znów na silny wiatr, który musiałem przeczekać przy brzegu. Przywiązałem kajak do drzewa i zdrzemnąłem się w nim chwilę ukryty w szuwarach. Obudziły mnie głosy jakiejś grupki kajakarzy w plastikach, którzy mnie chyba nawet nie zauważyli też walcząc w wiatrem.
Wkrótce ruszyłem dalej szukając miejsca by zejść na ląd i coś zjeść. Płynąc bardzo powoli, wypatrzyłem w oddali na wodzie jakiś obiekt. Z daleka wyglądał, jak kolejne zatopione drzewo, ale gdy podpłynąłem bliżej, okazało się, że to olbrzymi głaz leżący nurcie w Bugu.
Było to tuż przed miejscowością Kamieńczyk, która zapewne wzięła od niego nazwę. Głaz, sądząc po wirach, jakie wzbudza, musi mieć około 3-4 metry wysokości choć nad wodę wystawało akurat niewiele. Podpłynąłem blisko niego, by mu się przyjrzeć, ale choć leży tam pewnie od wieków, nie było widać na nim śladów ludzkiej ręki. Kiedyś czytałem o skale w Jangcy, na której od kilku tysięcy lat Chińczycy wykuwali graffiti, gdy się wynurzała, ale u nas widocznie nikt na to nie wpadł…
Niedługo minąłem słup oznaczający 135km Bugu stojący w Wojtkowicach przy domach nad samym brzegiem rzeki.
Mieszkańcy tych zabudowań każdej wiosny chyba występują w telewizji, gdy jest mowa o podtopieniach w dolinie Bugu. Za tą miejscowością znalazłem fajne miejsce w sosnowym lesie na niewielkiej skarpie, by wylądować i coś zjeść.
Pozostała mi tylko około 1/3 torebki mąki i jedna kawa 3w1. Postanowiłem zrobić eksperymentalną ucztę i pierwszy raz w życiu upiec podpłomyki 🙂
Rozpaliłem niewielkie ognisko w specjalnie wykopanym dołku. Gdy wyrabiałem ciasto, uzbierało się już trochę żaru, ale nie udało mi się znaleźć żadnego kamienia na podkładkę więc postanowiłem piec w menażce. Z ciasta wyszły mi dwa placki grubości około 8mm, które włożyłem do posypanej mąką menażki i pokrywki od niej. Niestety stal była za cienka i moje podpłomyki błyskawicznie zaczęły się przypalać. Ostatecznie wyszły dwa gumowate i przypalone zakalce. Jednak głód i niepowtarzalne okoliczności towarzyszące temu obiadowi sprawiły, że teraz, gdy to piszę w domu, ślinka mi cieknie na myśl o tym kauczukowym długo żutym cieście popijanym słodką kawą z mlekiem…
Przy okazji odkryłem, że menażka postawiona w ognisku „na sucho” potrafi niemiłosiernie się ubrudzić. Obrosła jakimś sosnowym żużlem, którego wyczyszczenie będzie ciekawym zadaniem 😉
Posilony leśnymi wypiekami, wygasiłem ogień i wróciłem na wodę, znów spotykając się z wiatrem.
Około dwóch godzin zajęło mi przepłynięcie 5 kilometrów. Po drodze przegapiłem ujście rzeki Nurzec skryte chyba za jakąś wyspą.
Na 130 kilometrze Bugu, w miejscowości Obryte, spotkałem samotnego starszego wędkarza, którzy widząc na moim pokładzie wędkę, spytał, czy nie mam jakiejś ryby do sprzedania bo znów nic nie złapał i baba w domu będzie się z niego śmiała 😉 Odpowiedziałem mu, że też nic nie złowiłem i taki już los wędkarzy…
Od tego miejsca na prawym brzegu rzeki, ciągnęło się wiele zabudowań, z których dochodziły niestety odgłosy codziennego życia – samochodów, dzieci, radia, telewizji itp.
Zbliżałem się już do Nura. Było jeszcze całkiem wcześnie i konającym telefonem dałem Justynie znać, że dopływam. Do jej przyjazdu miałem ponad godzinę, więc wiosłowałem tylko tyle, by wiatr mnie nie cofał. Przed samym Nurem Bug stał się szeroki i pojawiło się na nim kilka wysp.
Powoli opłynąłem je sobie, wpadając w jakąś odnogę zawaloną drzewami i przegrodzoną kamienistą mielizną. Na koniec miałem przez to trochę emocji 🙂
Brzeg w Nurze, z jego niemal pionowym urwiskiem, okazał się za wysoki na dojazd samochodem więc postanowiłem wylądować na przeciwnym brzegu tuż przed mostem.
Przed zachodem słońca trafiłem na piaszczystą mini plażę przy ujściu jakiegoś rowu melioracyjnego. Trochę odpocząłem na piasku i zanim zdążyłem przygotować sprzęt do transportu, nadjechała Justyna.
Tak zakończyła się moja wodna wyprawa. Skróciłem planowany dystans o jeden dzień i 60km, ale i tak przepłynąłem 100km. Kolejną przygodę na Bugu będzie miło powspominać. Żałuję tylko, że tym razem nie popłynąłem dalej bo Bug właśnie zaczyna się najciekawszy w tym miejscu. Nie dopłynąłem do Wielkiego Koła i Przerywki, którą chciałem pokonać pierwszy raz starym korytem. Nie mają znaczenia kilometry, tylko przygoda i krajobrazy, które co rok się zmieniają, tak jak sama rzeka…
Permalink //
Ładna wyprawa, tylko pozazdrościć 🙂
A te podpłomyki nie takie przypalone, gorsze widywałem. Dodałeś proszku do pieczenia, czy bez były?
darek ostatnio opublikował…Spacer z psem
Permalink //
A to miałeś już jakieś nieprzyjemności związane z napalonymi nudystami, żeś był taki pełen obaw? ;] – ja myślę, że oni tam sami sobie mieli wystarczyć i tak samo się tam Ciebie nie spodziewali, jak Ty ich 🙂
Zazdroszczę Ci tej żony xD (mnie facet nigdzie nie odwiezie ani nie odbierze, mam przez to ograniczone możliwości w zakresie przemieszczania).
Spływ bardzo ciekawy, i mimo pozornego „rozleniwienia” rzeki obfitujący w nieplanowane atrakcje i spostrzeżenia 🙂
Pozdrawiam i życzę kontynuacji.
niszka ostatnio opublikował…Kolejny zryw wolności?
Permalink //
Nudyści posiadali przewagę liczebną więc wolałem być ostrożny.
Też czasem żonę gdzieś podwożę 😉
Permalink //
Na Bug to i ja się nastawiam do spłynięcia ale najpierw Królowa – Wisła a dopiero potem Bug.
Ja jednak jak będę startował to raczej myślę o całej trasie dostępnej po Polskiej stronie.
Choć nie pogardzę i małym kawałkiem do przepłynięcia na dzień czy dwa.
Nawet myślałem czy nie spłynąć kawałek w tym roku ale ostatecznie zwyciężyła Pilica po namowach kolegi 🙂
Permalink //
Niestety zawsze jest jakieś ograniczenie czasowe. Na duże rzeki najlepiej trzeba mieć spory zapas czasu, aby nie myśleć o planie tylko po prostu płynąć, zatrzymywać się i cieszyć przygodą.
Permalink //
Świetna wyprawa no i przede wszystkim piękne widoczki. Naprawdę pozazdrościć.
Permalink //
Nie wiem jak to się stało że przegapiłem Twój wpis, zalatany byłem 🙂
Zajrzałem żeby sprawdzić co tam u Ciebie słychać. Ta wyprawa Bugiem okazało się chyba bardzo wytrzymałościowe przez ten mocy wiatr.
Zabierasz ze sobą lornetkę ?
Pozdrawiam 🙂
damian ostatnio opublikował…Otwarte wycieczki Ornitologiczne…, EDP (43)
Permalink //
Pieszo lornetki nie noszę bo za ciężka, ale na wodę biorę. Tym razem jednak zapomniałem. Przypomniałem sobie o niej dopiero, gdy uciekły mi pierwsze czaple 😉
Permalink //
Fajny wypad. 🙂
Dobrze, że koledzy nie próżnują i wypady realizują.
Pozdrawiamy serdecznie… Adrian i K-lif
Permalink //
Teraz, tydzień po spływie, trafiłem na Twój blog, pisany 5 lat temu. Ciekawie piszesz, niektóre spostrzeżenia sa podobne. Też mieliśmy silny wiatr i niepogodę, a woda w rzece nie zachęcała do kąpieli. jednak byliśmy 8-osobowa grupą i współpracowaliśmy przy rożnych czynnościach. Ty miałeś trochę trudniej, bo byłeś sam. Jeśli chcesz, obejrzyj moją fotorelację z tej podróży:
https://photos.google.com/share/AF1QipOEnjOZE9lx7QyEwVnaQbWnKOAIlU1sCZhjnzH53P—rP1oTN_SuqKuK6X-ATwLQ?key=OURRbVg4cktkUGFnbXBnci1VU3ZMRWRDTkp1SFVn