Drugi w tym roku długi majowy weekend spędziłem rodzinnie z żoną Justyną i z psem Kostkiem nad naszym morzem. Nie wiedzieliśmy, że spotkamy dziki w Krynicy Morskiej. Po pięciogodzinnej podróży autem dotarliśmy do Mierzei Wiślanej. Miejsc noclegowych nie rezerwowaliśmy. Pojechaliśmy w ciemno licząc, że sprawdzą się burzowe prognozy i będziemy nad morzem sami. Na wszelki wypadek, gdyby miało być jednak „survival”, wzięliśmy śpiwory i w ostateczności mieliśmy spać w samochodzie.
Jadąc Mierzeją, przed każdą miejscowością rzucały nam się w oczy olbrzymie billboardy – „NIE KARM DZIKÓW!” – ozdobione zdjęciem stadka pasących się dzikich wieprzków.
Dojechaliśmy do Krynicy ciesząc się, że otwarta już jest większość lokali gastronomicznych i pensjonatów, a turystów jest niewielu. Żona ruszyła na poszukiwanie noclegu a ja z psem zostaliśmy w samochodzie. Łatwo znalazł się pensjonat. Musieliśmy podjechać na parking kilkadziesiąt metrów. Było około godziny 14, gdy między samochodami zobaczyliśmy parkę dzików. Byliśmy w lekkim szoku. Do tej pory widywaliśmy dziki tylko w lesie. Justyna poszła załatwić formalności w pensjonacie. Kostek zobaczył dziki i niedowierzał. Patrzył raz na nie, raz na mnie, jakby chciał spytać, czy widzę to samo co on. Wcześniej widywał dziki tylko w telewizorze i wpadał w złość warcząc i szczekając. Teraz widać było, że ma stracha, siedział cicho 😉
Okazało się, że spotkanie z dzikami w Krynicy Morskiej to nic dziwnego. Właścicielka pensjonatu powiedziała, że nie ma się czym przejmować. To taka lokalna atrakcja. W zeszłym roku był podobno tylko jeden wypadek – tatuś dał dziecku bułeczkę, żeby nakarmiło dzika i dziecko straciło kilka paluszków bo dzik był źle wychowany i jadł łapczywie…
Kolejne dni zaskakiwały nas coraz bardziej. Dziki były wszędzie, na ulicach, chodnikach, trawnikach, na plaży. Chodziły pojedynczo, parami i stadami po koło 10 sztuk. Poniżej kilka scenek:
Nasze pierwsze plażowanie – dziewięć młodych prosiąt biegało bez opieki starszych przy przebudowywanym wyjściu na plażę.
Dorosłe dziki pasły się pod oknami ośrodka wczasowego dokarmiane z balkonu przez staruszków konkurujących ze sobą, który zaprosi pod okno więcej dzików.
Na plaży wczasowicze nie bardzo przejmowali się dzikami harcującymi kilka metrów za ich plecami… Może akurat nie widzieli 🙂
Karmiące lochy zwykle będące postrachem dla ludzi przebywających w lesie, na plaży jadły niemal z ręki.
Sfilmowałem też panoramę plaży. Słońce przygrzewało, opalaliśmy się, jedliśmy ryby i ze stolika w plażowym barze obserwowaliśmy rodzinkę dzików.
Lochy z młodymi pozowały ludziom do zdjęć, czekając na jakieś kąski:
W kolejnym miejscu dziki chciały ryć na trawniku przed cukiernią, ale interweniował właściciel:
Kolejnego dnia widzieliśmy całe stado idące przez miasto znad morza nad Zalew. Okazało się, że w ciągu doby migrują razem z wczasowiczami. Gdy kończy się plażowanie, idą bliżej portu, gdzie są knajpy 🙂
My też poddaliśmy się tej migracji. Choć w całym kraju padało, nam pogoda dopisała. Spaliliśmy się wędrując po plaży. Planowaliśmy dojść do Piasków i granicy, ale Kostek się buntował. Człowiek męczy się chodząc po piasku na dwóch nogach a psu widocznie jest ciężej na czterech, szczególnie takiemu kanapowemu psu 😉
Kostek na survival może się nie nadaje, ale na biesiady, chociaż pod stołem jest stworzony… Zaszalał razem z nami, dostał swoją osobistą flądrę i zagryzł frytkami 🙂
Wszyscy wróciliśmy najedzeni i wypoczęci z ładunkiem ryb wędzonych oraz świeżych prosto z kutra zamówionych przez rodzinę.
Nie była to może wyprawa w dzicz, ale spotykane dziki skutecznie przypominały, że byliśmy w jednak w Parku Krajobrazowym Mierzeja Wiślana. Choć teraz dzikie zwierzęta muszą dzielić ten wąski pas lądu z ludźmi, jak widać, potrafią się dostosować. Na razie żaden gatunek nie wygrał z człowiekiem i dziki pewnie też to odczują, jeśli wypadki z turystami będą zdarzać się częściej. Dziki w Krynicy Morskiej na razie pozostaną jednak żywą atrakcją turystyczną.
Permalink //
Ludzie to są porąbani. Takim dziadkom to powinny garaż w d… zrobić na te stare lata.
Pewnie jeszcze pierdylion tatusiów było popisujących się przed żonkami i dziećmi, chcący pokazać „z bliska” dzika, tak jak ten co jego juniorowi paluchy odrąbało. I bardzo dobrze. A lokalne nadleśnictwo powinno zostać zdegradowane do szorowania kanałów i sprzątania miasta z nieczystości.
Permalink //
Powiem tak Krynica Morska jest piękna ale dziki czasem są zmora sam osobiście miałem przyjemność spotkać się z dzikiem na ulicy ,kosztowało mnie to wymianę zderzaka w samochodzie ,dzikowi nic się nie stało :).
Permalink //
Fantastyczny post. Te dziki w Krynicy robią niesamowite wrażenie, co najlepsze to można dosyć często o nich przeczytać w różnych miejscach i wyrastają na taką maskotkę Krynicy 🙂 Z drugiej strony dlaczego by nie hehe